Nasz Mały Cud

Cud, co za piękne słowo, dla jednych jest obce, dla drugich bardzo znane. Czasami dotyczy wielu osób, które nawet nie zdają sobie sprawy, że są jego świadkami. Ja nie należę do nich, gdyż jestem przekonana i pewna, że cud w moim życiu się zdarzył – ma na imię Faustynka.


W wieku 16 lat pojawił się u mnie okres, ale nie na długo. Już po roku miesiączkowania zaczęły się problemy, ponieważ zaczęłam mieć okres coraz rzadziej, raz na pół roku, później raz na rok, aż w końcu całkiem zanikł. Od tego momentu rozpoczął się koszmar. Zaczęłam odwiedzać lekarzy. Robiono mi badania, które były straszne. FSH nawet 110! Nikt nie wiedział, jaka jest tego przyczyna, dlaczego zanikł okres. Lekarze załamywali ręce i odsyłali mnie do innych. Faszerowano mnie lekami hormonalnymi, po których, owszem, miałam krwawienie, ale po odstawieniu ich zanikało.

Gdy miałam 20 lat, trafiłam na lekarza, który zlecił laparoskopię jajników. Po tym zabiegu oznajmił mi, że jest mu przykro, ale nigdy nie będę mogła mieć dzieci, ponieważ moje jajniki w ogóle nie pracują, co gorsze prawie ich nie widać, po prostu jakby wyschły. To było straszne, nie mogłam w to uwierzyć, tak bardzo marzyłam o rodzinie pełnej dzieci. Nie mogłam się z tym pogodzić, dlaczego akurat ja, dlaczego mi się to przytrafiło. Nie zostawili żadnej nadziei na poprawę, a we mnie gasło życie. Nadzieja została mi tylko w Bogu.

W wieku 24 lat wyszłam za mąż za wspaniałego mężczyznę, który pokochał mnie taką jaka jestem, zaakceptował moją bezpłodność, co więcej dawał mi siłę, aby walczyć dalej i nie tracić nadziei. Z mężem objeździliśmy pół Polski i każdy lekarz mówił tylko o in vitro, że tu nie ma innego ratunku. Nie godziliśmy się na to, ponieważ to nie jest zgodne z naszą wiarą.

Po 1,5 roku małżeństwa oraz zmagania z lekarzami i ich diagnozami trafiliśmy do Białegostoku do kliniki dr. Tadeusza Wasilewskiego, który specjalizuje się w naprotechnologii, czyli naturalnym leczeniu bezpłodności z odrzuceniem in vitro. Doktor zlecił badania, z których również wynikało, że jest bardzo źle. Pierwszy raz spotkał się z takim przypadkiem, ale nie odesłał nas do domu z niczym, zostawił płomyk nadziei, dał wiarę w Boga i jego miłosierdzie, przypomniał, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, musimy tylko mocno wierzyć.

W klinice instruktorka zapoznała mnie z Modelem Creightona, który polega na dokładnym zapisywaniu swoich codziennych obserwacji na karcie. Doktor Wasilewski, mimo że wiedział, że z medycznego punktu widzenia nie mam szans na poczęcie, przepisał niezbędne tabletki. Do tego doszła dieta bezglutenowa i bez cukru. Zaczęłam również szukać ukojenia w modlitwie. Różaniec był moją codzienną rozmową z Najświętszą Panienką. Prosiłam, aby wstawiła się za nami u Boga, by obdarzył nas potomstwem, żeby zlitowała się nad nami.

Modliłam się również do Błogosławionego Ojca Świętego Jana Pawła II, Św. Faustyny, Matki Bożej z Pompei. W głębi serca uwierzyłam, że się uda, że Maryja nie zostawi nas w potrzebie i wstawi się za nami. Nie myliłam się. We wrześniu, po pół roku leczenia u Dr. Wasilewskiego i zawierzeniu się Maryi zaszłam w upragnioną ciążę (przy wyniku FSH 20), a dowiedziałam się o niej 7 października w dzień Matki Bożej Różańcowej.

To był najwspanialszy dzień w moim życiu, moja radość nie znała granic, ale również bałam się czy utrzymam ciążę. Niepotrzebnie, bo Maryja cały czas czuwała nad naszym dzieciątkiem. Całą ciąża przebiegała wspaniale, wyniki badań były bardzo dobre. W czerwcu urodziłam zdrową, śliczną dziewczynkę, która daje nam radość do życia, jest naszym największym skarbem, jaki Bóg nam podarował.

Dzisiaj, gdy patrzymy na naszą córeczkę, wiemy, że patrzymy na Cud Boży. Bóg dał nam świadectwo na swoje istnienie, w które nigdy nie wątpiliśmy.

Modlitwa naprawdę działa cuda, Maryja nie zostawia nikogo w potrzebie, gdyż jest naszą Orędowniczką, naszą cudowną Matką. Musimy tylko mocno wierzyć i zawierzyć jej swoje sprawy, a z czasem rzeczy niemożliwe staną się możliwe.

O Maryjo, gdyby cały świat wiedział jak jesteś dobra, jaką masz litość nad cierpiącymi, wszystkie stworzenia uciekałyby się do Ciebie

Zastanawiam się czasami, czy Bóg chciał poddać nas próbie wiary, czy nie chciał zobaczyć, czy się od Niego nie odwrócimy, czy będziemy z nim w tych trudnych chwilach, czy nie będziemy Go oskarżać o niepowodzenie.
To doświadczenie przybliżyło nas do Boga. W końcu podarował nam tak wspaniały Cud, za który będziemy dziękować Mu do końca życia.